Dorian S. prawomocnie skazany za gwałt i zabójstwo Lizy

We wtorek, 4 listopada, po godzinie 14. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał wyrok sądu I instancji w sprawie Doriana S., skazując go na dożywotnie pozbawienie wolności. Doriana S. 25 lutego 2024 roku na ulicy Żurawiej w Warszawie, zgwałcił 25-letnią Lizę obywatelkę Białorusi, która kilka dni później zmarła w szpitalu nie odzyskawszy przytomności.

Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał w mocy karę dożywotniego więzienia w systemie terapeutycznym dla Doriana S. za gwałt i zabójstwo 25-letniej kobiety w centrum Warszawy. W uzasadnieniu wyroku sąd wskazał m.in., że sprawa została prawidłowo przeprowadzona i oceniona przez sąd I instancji. Z chwilą ogłoszenia orzeczenia stało się ono prawomocne, obejmując karę główną dożywotniego pozbawienia wolności oraz 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia na rzecz partnera zmarłej kobiety.

Proces apelacyjny Doriana S. rozpoczął się w ubiegłym tygodniu. Apelację od wyroku sądu okręgowego wniósł obrońca mężczyzny, kwestionując jego poczytalność. Proces apelacyjny toczył się z częściowym wyłączeniem jawności. Obrona Doriana S. wniosła apelację między innymi ze względu na orzecznika, który wydał wyrok w pierwszej instancji, nie zgodziła się też z oceną materiału dowodowego.

Sąd nie miał wątpliwości

Sędzia Maciej Gruszczyński wyjaśnił w uzasadnieniu, że biegła toksykolog potwierdziła obecność hydroksyzyny i jej metabolitów we krwi oskarżonego. Jak zaznaczył, obrona próbowała dowieść, że mógł to być efekt przyjęcia tzw. pigułki gwałtu, jednak biegli nie stwierdzili żadnych oznak zaburzeń zachowania. Według oceny sądu postępowanie oskarżonego było racjonalne i od początku do końca starannie zaplanowane.

Kara jest po prostu słuszna. Czyn, którego dopuścił się oskarżonego to tak naprawdę trzy zbrodnie: zbrodnia rozboju z użyciem noża, zgwałcenia i zabójstwa. Czy ten cechował się wyjątkową brutalnością – dodał.

Utrzymanie w mocy wyroku sądu pierwszej instancji oznacza, że z chwilą ogłoszenia tego wyroku, wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie, prawomocne staje się skazanie oskarżonego Doriana S. za zgwałcenie, rabunek i zamordowanie pokrzywdzonej. I prawomocna staje się kara dożywotniego pozbawienia wolności oraz wszystkie inne rozstrzygnięcia wyroku sądu I instancji – mówiła sędzia.

Zabójstwo Lizy

Do zbrodni doszło 25 lutego 2024 roku, przy Żurawiej w Warszawie. Nagą i nieprzytomną kobietę w bramie jeden z posesji znalazł dozorca, który niezwłocznie powiadomił służby. 25-letnia Liza obywatelka Białorusi w stanie krytycznym trafiła do szpitala. Zmarła 1 marca, nie odzyskawszy przytomności.

Już kilka godzin po napaści policja zatrzymała podejrzanego Doriana S., który wówczas miał 23 lata. Podczas przeszukania mieszkania znaleziono m.in. użyty do przestępstwa duży nóż kuchenny i kominiarkę. Policjanci ustalili, że mężczyzna zgwałcił kobietę, a także zrabował jej dwa telefony komórkowe, karty płatnicze oraz portfel.

Pierwszy wyrok

Proces Doriana S. rozpoczął się w grudniu 2024 roku, w większości toczył się za zamkniętymi drzwiami. Ostatnia rozprawa, podczas której wygłoszono mowy końcowe, odbyła się poniedziałek 17 stycznia. Sąd skazał S. na dożywocie w systemie terapeutycznym. Oprócz dożywocia nakazał mu zapłatę 200 tysięcy złotych zadośćuczynienia dla partnera kobiety.

Sędzia Paweł Dobosz mówił wówczas, że kara stanowi wyraz potępienia dla osoby, która poprzez swój czyn naruszyła najcenniejsze dla człowieka dobra w postaci wolności i życia. Sąd przyznał rację organizacjom społecznym, biorącym udział w procesie, które apelowały, aby w tej sprawie koncentrować się na Lizie, a nie na jej zabójcy. – O oskarżonym należy jak najszybciej zapomnieć. Należy go wymazać z pamięci, aby zło, jakie uczynił nie stało się atrakcją jakichś filmów, seriali, dokumentów. To bowiem Liza doświadczyła bólu, przerażenia, śmierci.

  • Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
  • Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych.
  • Jesteś świadkiem wypadku lub pożaru, masz dla nas ciekawy temat z Twojego miasta lub okolicy, którym warto się zająć – napisz do nas!

Zdjęcia: Marek Śliwiński/Archiwum Warszawska Grupa Luka&Maro

Parkował na kopercie z nieważną kartą. Sprawa trafi do sądu

Ta sprawa skończy się w sądzie. Mężczyzna parkujący samochód na miejscu dla osób z niepełnosprawnością umieścił kartę parkingową w sposób uniemożliwiający odczytanie jej daty ważności. Okazało się, że dokument był przeterminowany. Co więcej – należał do żony, która podobno była na zakupach. Tyle, że nie wróciła…

Strażnicy miejscy z V Oddziału Terenowego pilnujący przepisowego parkowania na Żoliborzu i Bielanach regularnie patrolują w dni targowe okolice bazaru na Wolumenie. Okoliczni mieszkańcy często o to proszą. Podczas jednego z patroli we wtorek 30 września uwagę funkcjonariuszy zwrócił niewielki, biały „elektryk” przytulony niewinnie na kopercie dla osób z niepełnosprawnościami. Samochód miał za szybą umieszczoną niebieską kartę, jednak była ona umiejscowiona w taki sposób, że nie było możliwe odczytanie jej numeru ani daty ważności. Strażnicy postanowili poczekać chwilę na właściciela, jednak gdy ten nie przychodził, rozpoczęli procedurę zmierzającą do usunięcia z miejsca pojazdu. Na widok funkcjonariuszy dokumentujących na zdjęciach ujawnione wykroczenie, kierowca nagle się pojawił. Mężczyzna był bardzo nerwowy. Działanie funkcjonariuszy nazwał „czepiactwem wobec niewinnych ludzi”, tłumacząc, że jego niepełnosprawna żona jest na zakupach, na bazarze. Strażnicy poprosili, aby okazał kartę. Nawet gdy okazało się, że jest ona od 3 lat nieważna, kierowca upierał się przy swoim. Niestety mimo oczekiwania, uprawniona do korzystania z miejsca pasażerka nie wróciła z zakupami do auta. Funkcjonariusze zaproponowali kierowcy przewidziany prawem mandat, którego jednak oburzony mężczyzna nie przyjął. Strażnicy przygotowali więc wniosek o ukaranie – sprawa skończy się w sądzie.

Mandat za nieuprawniony postój na kopercie wynosi 800 zł. Sąd może znacznie podnieść tę kwotę, jeśli uzna, że osoba bezprawnie parkowała na miejscu, a ponadto w nieuprawniony sposób korzystała z karty z symbolem wózka inwalidzkiego.

Źródło: Straż Miejska m.st. Warszawy

  • Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
  • Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych.
  • Jesteś świadkiem wypadku lub pożaru, masz dla nas ciekawy temat z Twojego miasta lub okolicy, którym warto się zająć – napisz do nas!

„Porzucił psa i wprowadził służby w błąd – teraz odpowie przed sądem”

Policja z Wydziału do Walki z Przestępczością Gospodarczą w Szczecinie, zajmująca się również przestępstwami wobec zwierząt, wszczęła postępowanie w sprawie 26-letniego mężczyzny podejrzanego o niewłaściwe traktowanie psa. O sprawie funkcjonariusze dowiedzieli się za pośrednictwem portalu społecznościowego, który wskazywał na możliwe znęcanie się nad czworonogiem.

Śledczy ustalili, że mężczyzna początkowo przyprowadził psa do jednej z lecznic weterynaryjnych w Szczecinie, żądając jego uśpienia. Weterynarz, nie znajdując medycznych przesłanek do zabiegu, odmówił wykonania eutanazji.

W dalszych działaniach 26-latek próbował pozbyć się zwierzęcia, wprowadzając w błąd odpowiednie służby i zgłaszając, że w dzielnicy Dąbie znajduje się bezpański pies. Ostatecznie samodzielnie zawiózł zwierzę do Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt, przekazując pracownikom nieprawdziwe informacje o jego pochodzeniu i pozostawiając psa.

Dzięki zgromadzonym dowodom policja mogła przedstawić mężczyźnie zarzut znęcania się nad zwierzęciem. Podejrzany nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Teraz jego sprawą zajmie się sąd.

Policja przypomina, że każdy przypadek znęcania się nad zwierzętami jest przestępstwem. Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt grozi za to kara do 3 lat więzienia, a w przypadku szczególnego okrucieństwa – nawet do 5 lat.

📸 fot. KMP Szczecin

  • Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
  • Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych.
  • Jesteś świadkiem wypadku lub pożaru, masz dla nas ciekawy temat z Twojego miasta lub okolicy, którym warto się zająć – napisz do nas!

„Hiszpański hrabia z Pruszkowa” znów za kratkami. Udawał arystokratę, wyłudzał pieniądze od kobiet

Wracamy do sprawy „hiszpańskiego hrabiego z Pruszkowa”, który kilka lat temu zasłynął jako mistrz oszustwa i manipulacji. 64-letni Zdzisław M., spawacz z podwarszawskiego Pruszkowa, został zatrzymany przez policjantów ze Śródmieścia w związku z podejrzeniem wyłudzania pieniędzy od kobiet, którym przedstawiał się jako członek hiszpańskiej arystokracji.

Mężczyzna odgrywał rolę „hrabiego Myszkowskiego”, rzekomo powiązanego z hiszpańską rodziną królewską. Starannie kreował swój wizerunek – markowe ubrania, złota biżuteria, luksusowe zegarki, zdjęcia na tle odrzutowców i jachtów. Wszystko po to, by przekonać swoje ofiary, że mają do czynienia z bogatym i wpływowym człowiekiem.

Policjanci ustalili, że Zdzisław M. najczęściej działał na lotniskach i dworcach kolejowych, gdzie zagadywał samotne kobiety. Zapraszał je na kawę lub drinka, roztaczając wizję bajkowego życia wśród europejskich elit. Wzbudzał zaufanie, a następnie prosił o pomoc finansową – tłumacząc się zablokowanymi kartami płatniczymi, koniecznością zakupu biletu czy nagłym zabiegiem medycznym.

W zamian obiecywał zwrot pieniędzy i zaproszenie do swojej „posiadłości” w Hiszpanii. Dwie pokrzywdzone kobiety zgłosiły się na policję – w sumie straciły niemal 20 tysięcy złotych. Śledczy podejrzewają jednak, że ofiar może być znacznie więcej – niektóre z nich mogły nie złożyć zawiadomienia z powodu wstydu.

To nie pierwszy raz, gdy Zdzisław M. dopuścił się tego typu przestępstw. Już ponad dekadę temu było o nim głośno, gdy jako 50-letni spawacz z Pruszkowa poszukiwany był przez policję z Podhala. Wówczas podszywał się pod lekarza ginekologa, wmawiał kobietom choroby nowotworowe i proponował „leczenie” polegające na patrzeniu w oczy i stosunku seksualnym. Twierdził, że opracował „nowatorską metodę terapeutyczną”. Koszt jednej takiej „wizyty” wynosił 1300 zł. Został za to skazany.

Na jego koncie są także wyroki za znęcanie się nad żoną oraz liczne oszustwa finansowe. Tym razem Zdzisław M. usłyszał kolejne zarzuty – za przestępstwa, których się dopuścił.

Tym razem „hrabia z Pruszkowa” trafił za kraty – i wszystko wskazuje na to, że szybko z nich nie wyjdzie.

  • Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
  • Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych.

Źródło: KSP
📸 fot. Archiwum prasowe KSP

Ucieczka, szarpanina i… polski dowód – sceny jak z filmu na warszawskiej Woli

Kierowca, który nieprzepisowo zaparkował swój samochód najpierw udawał obcokrajowca, później usiłował uciec, a na koniec naruszył nietykalność funkcjonariusza. Krewki mężczyzna został ujęty przez strażników miejskich i przekazany policji.

Około godziny 16:15, we czwartek, 19 czerwca, strażnicy z IV Oddziału Terenowego otrzymali zlecenie jakich wiele – na ulicy Wolskiej miało stać nieprawidłowo zaparkowane BMW. Samochód ustawiony był na chodniku, utrudniając przy okazji wejście na schody do lokalu usługowego. Stojący obok auta mężczyzna, zapytany czy to on jest kierowcą, odpowiedział po angielsku. Kiedy jednak strażnicy w tym samym języku poprosili go o dokumenty, udał że nie rozumie i próbował się oddalić. Gdy jeden ze strażników odciął mu drogę ucieczki, mężczyzna gwałtownie go odepchnął, naruszając nietykalność funkcjonariusza. Wobec agresywnej postawy postawnego 56-latka, strażnicy byli zmuszeni go obezwładnić. W czasie szarpaniny z kieszeni ujętego wypadły dokumenty, z których wynikało, że mężczyzna jest Polakiem, a obcokrajowca tylko udawał.


W związku z popełnionymi przezeń wykroczeniami, do sądu został skierowany wniosek o ukaranie. Zawiadomienie o naruszeniu nietykalności funkcjonariusza strażnicy złożyli wezwanej na miejsce policji, której przekazano też sprawcę. To przestępstwo jest zagrożone karą pozbawienia wolności do 3 lat

  • Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
  • Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych.

Źródło: Straż Miejska m.st. Warszawy

Szaleniec w dostawczaku wjechał na teren sądu – potraktował ochroniarza gazem, uderzył w radiowóz

39-letni mężczyzna, uszkadzając szlaban, wtargnął na teren sądów na Bemowie dostawczym samochodem, jeździł po chodniku pomiędzy przerażonymi ludźmi, próbując wyjechać – uderzył w radiowóz, a interweniującego pracownika ochrony potraktował gazem. Niebezpiecznego desperata powstrzymali strażnicy miejscy.

Funkcjonariusze z V Oddziału Terenowego, 28 maja, około godziny 10:00 przewozili dokumentację służbową do sądu przy ulicy Kocjana, zauważyli przy wjeździe uszkodzony szlaban, a za nim niebezpiecznie manewrujący, dostawczy samochód. Próbującego go powstrzymać pracownika ochrony, kierowca zaatakował gazem. Strażnicy miejscy wybiegli, by powstrzymać desperata. Kierowca, próbując wyjechać, uderzył w bok radiowozu, po czym ruszył w stronę głównych drzwi do budynku. Mężczyzna jechał chodnikiem, nie zważając na chodzących nim interesantów, którzy uciekali mu spod kół. W pewnym momencie zahaczył o ścianę, przy wejściu do sądu. Funkcjonariusze błyskawicznie znaleźli się przy szoferce. Kierowca był agresywny i pobudzony, nie reagował na wydawane mu polecenia opuszczenia pojazdu. Tarczą własnej produkcji blokował strażnikom dostęp i wymachiwał metalową pałką. Funkcjonariusze szybko wyciągnęli jednak niebezpiecznego mężczyznę z pojazdu, obezwładnili i ułożyli na ziemi. Na miejsce zostało wezwane pogotowie i policja. W związku z nieznanymi motywami działania mężczyzny – zarządzono ewakuację budynku. Policjanci ujawnili, że sprawca miał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. Po wstępnych badaniach ratownicy podjęli decyzję o przewiezieniu desperata w asyście policji do szpitala w celu dalszych badań i obserwacji.

  • Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
  • Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych.

Źródło: Straż Miejska m.st. Warszawy

Skandaliczna interwencja w Zakopanem: Policjantka uniewinniona po konfrontacji z prokuratorem

We wtorek Sądzie Okręgowym w Nowym Sączu odbyła się rozprawa apelacyjna dotycząca sprawy policjantki z Zakopanego, która została skazana w pierwszej instancji za przekroczenie uprawnień. Sprawa dotyczyła interwencji, podczas której funkcjonariuszka, badając trzeźwość mężczyzny, okazał się nim prokurator opiekujący się dzieckiem. Po rozpatrzeniu apelacji, sąd drugiej instancji uniewinnił funkcjonariuszkę. Po ogłoszeniu wyroku przedstawiciel prokuratury zapowiedział złożenie wniosku o pisemne uzasadnienie wyroku, po czym podejmie decyzję o ewentualnym dalszym odwołaniu.

Jak podaje PAP Sąd uniewinnił również jej partnera z zespołu patrolowego.

Incydent, który doprowadził do tej sprawy, miał miejsce w czerwcu 2022 roku, kiedy była żona prokuratora zgłosiła interwencję policji, chcąc odzyskać zabawkę swojego dziecka. Podczas wykonywania czynności, funkcjonariuszka wyczuła od mężczyzny zapach alkoholu, co skłoniło ją do przeprowadzenia badania alkomatem. Test wykazał, że prokurator miał ponad pół promila alkoholu we krwi. W odpowiedzi, prokurator oskarżył policjantkę o przekroczenie uprawnień, kradzież kluczyków i pieniędzy, a także o groźby karalne. Ostatecznie część zarzutów została przez niego wycofana.

W czerwcu 2024 roku, Sąd Rejonowy w Zakopanem uznał policjantkę za winną, twierdząc, że jej działanie, polegające na zleceniu badania trzeźwości, było nieuzasadnione, a odmowa opuszczenia mieszkania pomimo żądań prokuratora była niezgodna z prawem. Sąd orzekł nałożenie grzywny na funkcjonariuszkę oraz zobowiązał ją do wypłacenia nawiązki na rzecz prokuratora i jego pełnomocnika, a także do pokrycia kosztów sądowych.

Po ogłoszeniu tego wyroku, głos zabrał Jacek Łukasik, szef policyjnej Solidarności, który skrytykował decyzję sądu, podkreślając, że priorytetem interwencji była ochrona dobra dziecka. Jego stanowisko wskazuje na kontrowersje związane z oceną działań policjantki w tej sprawie.

  • Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
  • Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych.

Źródło: PAP

Zdjęcia: Marek Śliwiński

„Zamiast testować samochód w Częstochowie, wybrał Oławę…”

Spore kłopoty czekają 45-latka, który oprócz kradzieży pojazdu, odpowie za szereg innych przestępstw na terenie dwóch miast. Teraz popełnionymi przez niego przestępstwami zajmują się śledczy z Częstochowy i z Oławy. Częstochowski prokurator zdecydował już o objęciu mieszkańca Kłomnic policyjnym dozorem.

Kradzieży pojazdu marki Renault Master i krótkotrwałego użycia audi Q7 na terenie Częstochowy dopuścił 45- letni mieszkaniec Kłomnic. Ale to nie koniec jego listy zarzutów… W niedzielę mężczyzna przyjechał do jednego z częstochowskich komisów samochodowych pojazdem marki Renault Master i poprosił o jazdę próbną audi Q7.

Niczego nieświadomy właściciel komisu zaufał „klientowi” i przekazał mu kluczyki. Ten od razu usiadł „za kółko” i odjechał z parkingu. Na miejscu pozostawił pojazd, którym przyjechał wraz z kluczykami. Po kilku godzinach zaniepokojony nieobecnością klienta właściciel komisu nabrał podejrzeń i powiadomił o wszystkim policjantów z częstochowskiej „dwójki”.

Na miejscu stróże prawa ustalili, że renault, które pozostawił mężczyzna, zostało w tym samym dniu skradzione z terenu jednej z firm w powiecie częstochowskim. Śledczy, analizując szczegółowo przebieg zdarzenia, szybko wpadli na trop złodzieja. Okazało się, że za kradzieżą renault stoi 45-latek z Kłomnic. Mężczyzna był dobrze znany policjantom ze swej przestępczej działalności. Ustali również, że mieszkaniec Kłomnic może kierować się w stronę województwa dolnośląskiego.

Już następnego dnia namierzyli go i zatrzymali na terenie Oławy. Podczas patrolowania miasta, na jednej z ulic zauważyli audi Q7, który jak się okazało, uczestniczyło w kolizji drogowej i służby pracowały na miejscu. Policjanci nawiązali kontakt z obsługującymi zdarzenie drogowe i ustalili, że kierujący tym pojazdem przed przyjazdem mundurowych uciekł z miejsca zdarzenia. Częstochowscy kryminalni wkroczyli do akcji i rozpoczęli poszukiwania znanego im 45-latka. Mężczyzna wpadł w ich ręce na terenie dworca kolejowego w Oławie. Został zatrzymany i trafił do policyjnego aresztu. W chwili zatrzymania był pijany – badanie wykazało w jego organizmie 2 promile alkoholu.

Po wytrzeźwieniu został doprowadzony do Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie, gdzie usłyszał dwa zarzuty: za kradzież renault master i krótkotrwałe użycie audi Q7. Oba pojazdy częstochowscy kryminalni odzyskali i wróciły już one do właścicieli.

Kryminalni z Komendy Powiatowej Policji w Oławie udowodnili mu kolejne przestępstwa i przedstawili dodatkowe zarzuty: kierowania pojazdem pomimo obowiązującego zakazu sądowego i pod wpływem alkoholu.

Wczoraj częstochowski prokurator podjął decyzję o zastosowaniu wobec 45-latka środka zapobiegawczego w postaci policyjnego dozoru. Wkrótce mieszkaniec Kłomnic stanie przed sądem.

  • Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca. Jeśli chcesz być na bieżąco z informacjami, zapraszamy do naszego serwisu ponownie!
  • Jeżeli podobał Ci się artykuł podziel się z innymi udostępniając go w mediach społecznościowych.

(KWP w Katowicach / kp)